Lecz On się obarczył naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści, a myśmy Go za skazańca uznali, chłostanego przez Boga i zdeptanego. Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie. (Iz 53,4-5)
Podobno człowiek nigdy nie jest bardziej samotny niż wówczas, gdy cierpi. Bo cierpienie woła nas po imieniu, jak zapisał Merton, i każdy z nas na to wołanie odpowiedzieć musi osobiście. A jednak jest jeden wyjątek – to Jezus, który obarczył się naszym cierpieniem i dźwigał nasze słabości. W normalnych warunkach kogoś takiego otoczylibyśmy glorią pochwał i wdzięczności. Cierpiącego Sługę Jahwe uznajemy za skazańca, chłostanego przez Boga i zdeptanego. Czy nie dzieje się tak dlatego, że nie rozpoznajemy w Nim cierpiącego za własne grzechy i zdruzgotanego za własne winy? Zapewne. Trzeba odkryć relację pomiędzy własnym grzechem i cierpieniem Jezusa przede wszystkim po to, by naprawdę uwierzyć w swoje zbawienie. Oddzielanie tych dwóch rzeczywistości, aczkolwiek dumne, jest z założenia fałszywe. W nikim innym nie zostaliśmy zbawieni, tylko w Nim. I nie ma na tym świecie nikogo innego, w którego ranach byłoby nasze zdrowie. Choć ludzkie serce często nas zawodzi, a iluzje przesłaniają prawdę, jedynie głęboka więź z Jezusem Chrystusem może zapewnić nam prawdziwe szczęście i poczucie, że jesteśmy miłowani.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.