Dzisiaj nie potrafię nie myśleć o tych ostatnich wspólnych spotkaniach przy ukraińskich stołach, po których syn, brat, mąż poszedł na wojnę. Na tę wojnę.
"Gorąco pragnąłem spożyć z Wami tę Paschę, zanim będę cierpiał".
"A gdy nadeszła pora...."
Są takie ważne spotkania przy stole. Takie, które mają swoją porę, swój czas, jedyny właściwy, którego nie chcemy przeoczyć. Zupełnie tak, jak Ostatnia Wieczerza, która kojarzy mi się zawsze z pożegnaniem. Ważne słowa, wspomnienia, podziękowania, prośby i zapewnienia na przyszłość, a na koniec te słowa: Do zobaczenia...
Jakoś dzisiaj nie potrafię nie myśleć o tych ostatnich wspólnych spotkaniach przy ukraińskich stołach, po których syn, brat, mąż poszedł na wojnę. Na tę wojnę. Czułe spojrzenia, łzy, przez które każdy chciał zapamiętać swoją twarz i smak chleba. I to przytulenie, najczulsze, choć pełne lęku czy nie będzie ostatnim. I pocałunek, pełen miłości, który miał naznaczyć całe ciało, by odnalazło drogę do domu.
Miałam możliwość, by zawieść humanitarkę żołnierzom. Myślę, że On tam jest, jak w Betanii. Dlaczego? Bo pierwszy raz zdałam sobie sprawę, że oni wszyscy czekają na swój czas, może właśnie jeszcze sześć dni, by za chwilę jechać na Wschód. Pierwszy raz dotarło do mnie, tak namacalnie, co ci ludzie przeżywają. Kiedy rozmawiałam z kilkoma z nich, to w zasadzie wszyscy mają rodziny, dzieci i trochę wystraszone oczy. Już kilka miesięcy nie ma ich w domu. To czekanie nie jest czekaniem na powrót kogoś, ale ich czekanie, pełne napięcia i lęku, jest czekaniem na moment pójścia na front, na niewiadomą czy wrócą, czy nie.
Nadeszła pora... Testamentu Miłości.